Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/92

Ta strona została uwierzytelniona.

słyszał trwożne krzyki i tupot biegnących ludzi.
Wyjrzał przez okno.
Wojownicy i słudzy biegli, wymachując rękami i krzycząc przeraźliwie:
— Nassur!... królewicz Nassur!... Na ratunek!
Amra, nie rozumiejąc jeszcze, co się stało, wybiegł z domu i podążył za tłumem.
Razem ze wszystkimi dobiegł do łąki i stanął zdumiony.
Gromada żołnierzy, urzędników i lokajów pałacowych otaczała Birarę.
Amra spostrzegł odrazu, że słoń się gniewa.
Zwiniętą trąbę podnosił wysoko, szeroki łeb o niespokojnie poruszanych uszach zadzierał coraz głośniej i wydawał, urywane, przeraźliwe trąbienie.
Na karku Birary siedział mały chłopak w białem ubranku, klaskał w dłonie i śmiał się dźwięcznie, pokrzykując: