— Nie daj mnie! Nie daj mnie, dobry słoniu!
Napróżno przyskakiwali do Birary co najtężsi wojownicy, chcąc zdjąć małego jeźdźca.
Słoń robił gwałtowne zwroty, roztrącał tłum, groził trąbą i kłami.
Amra, widząc, że zakrawa na poważną awanturę, przecisnął się przez ciżbę i dopadł wreszcie słonia.
— Birara! Mój stary druhu! — zawołał mały kornak z wyrzutem. — Cóż to za hece wprawiasz?!
Słoń odrazu się uspokoił i opuścił trąbę. Po chwili położył ją na ramieniu Amry, mrucząc pojednawczo.
— No, dobrze, — ciągnął dalej chłopak, — ale co ci do głowy strzeliło, starowinko? Skąd ten hałas?!
Nieznajomy chłopak, siedzący na słoniu, popatrzał na Amrę i, zanosząc się od śmiechu, zawołał:
— Ach, co za wesoła zabawa! Ujrzałem tego pięknego słonia...
— O, tak! — odparł z dumą kor-
Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.