Strona:Ferdynand Ossendowski - Słoń Birara.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

się, o ile mi zapłacą. Sahib już wie, że muszę pomagać rodzinie...
Anglik oznajmił urzędnikowi, że sam pomówi z maharadżą i wyszedł razem z chłopcem.
— Bądź spokojny, mały! — szepnął do niego. — Nie pozwolę cię skrzywdzić. Zresztą znam królewicza... jest to dobre, poczciwe dziecko... Wszystko się ułoży pomyślnie, Amra.
Chłopak podziękował sahibowi i powrócił do izby gościnnej.
Jeszcze raz nie udało mu się położyć, gdyż podano wieczerzę — smaczną i sutą.
Dopiero, uporawszy się ze wszystkiem, najedzony i senny, upadł na posłanie i usnął wreszcie, jak kamień.