Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/101

Ta strona została przepisana.

łem, byśmy sobie nawzajem napluli w twarz raz na zawsze, i każdym razem znowu mnie ciągnęło do niego, jak gdybym ciągle jeszcze miał nadzieję przekonania go o czemś i zemszczenia się na nim. Dziwną rzeczą jest przyjaźń! Pozytywnie mogę powiedzieć, że w dziewięciu dziesiątych byłem jego przyjacielem ze złośliwości. Tym razem jednak pożegnaliśmy się serdecznie.
— Pańska pszyjaciel to bardzo mondra szlowek! — rzekł mi półgłosem Niemiec, zbierając się, by mnie odprowadzić; słuchał on, leżąc przez cały czas, naszej rozmowy.
— A propos, — rzekłem, — żeby nie zapomnieć, — ileby pan wziął za swego krokodyla, w razie, jeśliby zamierzano go kupić u pana?
Iwan Maciejowicz. zasłyszawszy to pytanie, z ciekawością oczekiwał odpowiedzi. Widać było, że nie chciał, by Niemiec mało zażądał; w każdym razie, przy mojem zapytaniu chrząknął jakoś osobliwie.
Niemiec zrazu nie chciał wcale słyszeć o niczem, a nawet się rozgniewał.
— Nikt nie śmie zakupić mój własny krokodyl! — krzyknął wściekły i poczerwieniał jak rak. — Ja nie chciala sprzedać mój krokodyl! Ja miljon talary nie weźmie za krokodyl. Ja sto trzydzieści talary dzisiaj brała od publika, a jutro dziesieńć tysioncy zebrała, a potem sto tysioncy kaszdy dzień zebrała. Ja nie chciala sprzedać.
Iwan Maciejowicz aż zachichotał z zadowolenia.
Pohamowawszy się, z zimną krwią i rozważnie, — spełniałem bowiem obowiązek prawdziwego przyjaciela, — odpowiedziałem zwarjowanemu Niemcowi, że rachuby jego niezupełnie są usprawiedliwione, że jeśli on każdego dnia będzie zbierał po sto tysięcy, to w ciągu czterech dni przejdzie tędy cały Petersburg i potem nie będzie już od kogo dalej zbierać, że panem życia i śmierci jest Bóg, że