Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/143

Ta strona została przepisana.

jego nie wiedział jeszcze, że jego czasopismo znajduje się już tak blisko od swojego brzegu. Z tym oto wydawcą wyszliśmy do drugiego pokoju i pozostaliśmy sami.
Nie wymieniając jego nazwiska, powiem tyle tylko, że pierwsze moje z nim spotkanie w życiu, było nadzwyczaj gorące, do rzędu niezwykłych należące i wiecznie dla mnie pamiętne. Być może, że i on je pamięta. Wtedy jeszcze nie był on wydawcą. Potem zaszły różne nieporozumienia. Po moim powrocie z Sybiru spotykaliśmy się bardzo rzadko, raz jednak wypowiedział do, mnie słowa bardzo ciepłe i przy tej sposobności wskazał mi na pewne wiersze, — najlepsze z tych, jakie kiedykolwiek napisał. Dodam, że z wejrzenia i obyczajów, nikt mniej od niego nie wyglądał na poetę, a do tego z rodzaju „cierpiętników“. A tymczasem jest to jeden z najbardziej namiętnych i ponurych naszych poetów-„cierpiętników“.
— No, więc nawymyślaliśmy panu, rzekł (t. j. w jego czasopiśmie, za „Winę i karę“).
— Wiem, — odpowiedziałem.
— A wie pan, dlaczego?
— Dla zasady, zapewne.
— Za Czernyszewskiego.
Osłupiałem ze zdumienia:
— N. N., który napisał krytyczny artykuł, — mówił dalej wydawca — powiedział do mnie tak: „Powieść jego jest piękna, ponieważ jednak nie wstydził się on przed dwoma laty w swem opowiadaniu szydzić z nieszczęsnego wygnańca i skarykaturować go, to ja wyszydzę jego powieść.
— A zatem jest to ciągle jedna i ta sama głupia plotka o „Krokodylu”? zawołałem, pojmując. Czy i pan w nią wierzy? Czytał pan sam to opowiadanie, „Krokodyla“?.