— To jest, znajomego?
— Tak, znajomego...
— A więc widzi pan! Po oczach pańskich poznaję, że zgadłem!
— Do djaska! Ależ nie, nie u djaska! Ślepy pan jesteś, czy co takiego? Przecie stoję przed panem, przecież nie z nią jestem teraz! Nuże więc! Nuże! Zresztą, obojętne mi to, czy powie pan, czy nie!
Młody człowiek wściekły wykręcił się dwa razy na obcasie i machnął ręką.
— Ależ ja nic, ja tak sobie. Proszę mnie wysłuchać, gotów jestem wobec pana, jako wobec człowieka szlachetnego, wszyściuteńko wyznać: Zrazu żona uczęszczała tu sama. Spokrewniona jest z nimi; niczego więc nie podejrzewałem; wczoraj spotykam jego ekscelencję: powiada, że od trzech tygodni zajmuje mieszkanie gdzieindziej, a ona... to jest nie żona, tylko cudza żona (na Wozniesieńskim moście), otóż pani ta mówiła, że mieszkanie po jego ekscelencji zajął młody człowiek, nazwiskiem Bobynicyn.
— A niech to wszyscy djabli porwą!...
— Łaskawy panie, zrozumie pan, w jakim jestem strachu!
— E, do djabła! Co mnie to obchodzi, że pan jesteś w strachu? Ach! Oto tam przesunął się czyjś cień, tam oto...
— Gdzie? gdzie? Nie zapomnij tylko zawołać: Iwanie Andrzejowiczu, a zaraz przylecę...
— Dobrze, dobrze. Tam do djabła! To Iwan Andrzejowicz!!
— Jestem — zawołał Iwan Andrzejowicz, zawróciwszy zupełnie zdyszany. — No co? co? gdzie?
— Nic, nic. Ja tylko tak... chciałbym tylko wiedzieć, jak na imię tej pani?
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/21
Ta strona została przepisana.