Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/49

Ta strona została przepisana.

Iwan Andrzejowicz popróbował przewrócić się na wznak, by dać wyraz swej rozpaczy.
— A panu co do tego, kto ona? A, bierz djabli. Było, nie było, ja wyłażę!...
— Panie łaskawy! Co pan wyrabia? A ja, ja co pocznę? — szepnął Iwan Andrzejowicz, w najwyższej rozpaczy uczepiwszy się poły fraka swego sąsiada.
— A cóż mnie to obchodzi? Zostań pan sam sobie. A jeśli pan nie chce, to ja, — pozwoli pan, — powiem, że pan jesteś moim wujem, który przeputał cały majątek, by ten stary nie pomyślał, że kochankiem jego żony jestem ja.
— Nie, młodzieńcze, tak nie można; to byłoby zbyt nienaturalne! Wujek... Nikt nam nie uwierzy. W to nikt, nawet dziecko, nie uwierzy — szeptał Iwan Andrzejowicz w ciągłej rozpaczy.
— No, więc nie pleć pan, tylko leż spokojnie! Pogódź się pan z losem, że trzeba tu przenocować, a jutro jakoś pan stąd wylezie; nikt pana nie zauważy; gdy już jeden wylezie, to napewno nikomu nie wpadnie do głowy, że został jeszcze drugi. Może cały tuzin? Chociaż, prawdę mówiąc, to pan wart tuzina. Ustąpże się pan, albo ja wychodzę!...
— Pan mnie dręczy, panie... A co będzie, jeśli ja zakaszlę? Trzeba wszystko przewidzieć!
— Psst!
— Co to? znowu słyszę, jakgdyby suwanie się na górze — przemówił stary, który tymczasem, zdaje się, był już zadrzemał.
— Na górze?
— Słyszy pan, młody człowieku, ja wyjdę.
— No, słyszę!
— Boże! młody człowieku, ja wyjść muszę.