że ja zawsze przypuszczałem, iż jemu niechybnie si-ę to przytrafi.
— Dlaczego, Timofjeju Siemionyczu, przecie wypadek ten, sam w sobie, bardzo jest niezwykły i rzadki...
— Zgoda, ale Iwan Maciejowicz przez cały czas trwania swej służby właśnie miał skłonność do osiągnięcia takiego rezultatu. Był prędki i zarozumiały. Nosił się zawsze z tym „postępem“ i rozmaitemi ideami, a oto widzi pan teraz, dokąd ten postęp prowadzi!
— Ależ to jest najniezwyklejszy wypadek i nie można go żadną miarą uważać za regułę ogólną dla wszystkich postępowców...
— Nie, tak jest istotnie. Widzi pan, pochodzi to z nadmiernego wykształcenia, proszę mi wierzyć. Bo ludzie nadmiernie wykształceni pchają nos wszędzie, a zwłaszcza tam, gdzie nikt o nich nie pyta. Zresztą, może pan wie lepiej odemnie, — dodał jakgdyby obrażony. — Ja nie jestem człowiekiem nadmiernie wykształconym, jestem stary; zacząłem skromnie jako dziecię pułku i obchodziłem tego roku pięćdziesięcioletni jubileusz swej służby.
— Przepraszam najmocniej, pan daruje, Timofjeju Siemionyczu. Przeciwnie, Iwan Maciejowicz żądny jest pańskiej światłej rady, pańskiej wskazówki, co czynić należy. A nawet prosi o nią ze łzami w oczach, że tak powiem.
— „Ze łzami w oczach“. Hm! No, są to łzy krokodyle i można im śmiało nie wierzyć. Niech mi pan powie, co jego ciągnęło za granicę? I za jakie pieniądze? Przecie on nie posiada na to środków.
— Za uskładane, Timofjeju Siemionyczu, z ostatniej premji, — odpowiedziałem żałośnie. — Wszystkiego na trzy miesiące śię wybierał, — do Szwajcarji... do tej ot czyzny Wilhelma Tella.
— Wilhelma Tella? Hm!
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/80
Ta strona została przepisana.