u siebie w domu, — w jakimś zatłuszczonym, starym surducie i był jeszcze bardziej zadowolony ze siebie, niż rano. Widać było, że niczego się już nie boi i że „publika dużo chodził“. Mutter wyszła trochę, później, oczywiście w tej myśli, by uważać na mnie. Niemiec często szeptem rozmawiał z nią o czemś. Mimo, że widowisko było już zamknięte, kazał mi zapłacić 25 kopjejek tytułem wstępu.
Co za zbyteczna skrupulatność!
— Pan bendzie kaszdy raz płacić, publika bendzie rubel płacić, a pan fünf und zwanzig kopjejek, bo pan dobry pszyjaciel od pański dobry pszyjaciel, a ja szanuje pszyjaciel...
— A żyje? Czy żyje jeszcze mój wysoce wykształcony przyjaciel? — głośno zawołałem, podchodząc do krokodyla i spodziewając się, że słowa moje zdaleka jeszcze dotrą do Iwana Maciejowicza i połechtają mile jego samolubstwo.
— Żyję i zdrów jestem, — odpowiedział mi, jakgdyby skądś zdaleka lub z pod łóżka, chociaż stałem obok niego, — żyję i zdrów jestem, ale o tem potem... Powiedz mi, co i jak?
Jakby rozmyślnie nie dosłyszawszy zapytania, jąłem gorliwie i skwapliwie sam go wypytywać: jak mu tam, co się z nim dzieje, jak jest w krokodylu i wogóle co się tam znajduje we wnętrzu potwora? Wymagała tego i przyjaźń między nami i zwykła przyzwoitość. Lecz on przerwał mi kapryśnie i ze złością.
— Pytam, co i jak? — zakrzyczał, komenderując mną, jak zwykle, swym piskliwym głosem, który tym razem budził niezwykłą odrazę.
Opowiedziałem mu całą swą rozmowę z Timofjejem Siemionyczem szczegółowo, do ostatniej kropki. Opowiadając, starałem się dać wyraz swemu oburzeniu.
— Starzec ma słuszność, — zdecydował Iwan Macie-
Strona:Fiodor Dostojewski - Cudza żona i mąż pod łóżkiem.pdf/90
Ta strona została przepisana.