Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/100

Ta strona została przepisana.

fejletony, po zdrojowiskach lądowych i we wszystkich miejscowościach nad morzem, będą mówiły o was zgodnym chórem... Książę, książę! A pan mówisz: czy może pan łudzić się nadzieją?
— Fejletony... no tak, no tak!... To w gazetach... — mamroce książę, nawpół nie rozumiejąc słów Marji Aleksandrówny, i coraz bardziej słabnąc wzruszony. — Ale, moje dzie-cko, jeśli nie jest pani jeszcze zbyt zmę-czo-na, to proszę powtórzyć jeszcze raz tę romancę, którą pani śpiewała!
— Ach, książę! Ależ ona umie śpiewać inne jeszcze romance, jeszcze ładniejsze!... Pamięta książę L’hirondelle? Zapewne pan to słyszał?
— Tak, pamiętam... a raczej, za-pomniałem. — Nie, nie, poprzednią romancę, tę samą, którą śpiewała przed chwilą! Nie chcę L’hirondelle! Ja chcę tę romancę... — mówi książę, błagalnie jak dziecko.
Zina zaśpiewała po raz drugi. Książę nie mógł się już utrzymać i osunął się przed nią na kolano. Płakał.
O, ma belle châtelaine! — wołał swym drżącym ze starości i wzruszenia głosem. — O, ma charmante châtelaine! O, miłe dziecię moje!... Ile wspomnień wzbudziła pani we mnie... o tem, co dawno minęło... Myślałem wtedy, że wszystko lepiej się złoży, jak się potem stało. Śpiewałem wtedy duety... z vicomtessą... tę samą romancę... a teraz... Nie wiem już, co te-raz...
Całe to przemówienie, wygłosił książę tonem zdyszanym i zachłyśniętym. Język widocznie mu skołowaciał. Niektórych słów prawie zupełnie nie można było zrozumieć. Widać było tylko, ze rozczulił się w wysokim stopniu. Marja Aleksandrówna natychmiast dolała oliwy do ognia.