Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/112

Ta strona została przepisana.

ją do zatarcia swego grzechu wobec tego, kogo dawniej kochała.
— Hm! — bąknął Mozglakow, w zamyśleniu patrząc na swoje trzewiki.
— Po — drugie, — o tem wspomnę tylko pokrótce, mówiła dalej Marja Aleksandrówna, — dlatego, bo pan zdaje się nawet tego nie zrozumie. Pan czytuje swego Szekspira, czerpiąc z niego wszystkie swe wysokie uczucia, a w gruncie rzeczy, choć jesteś pan człowiekiem bardzo dobrym, ale zbyt jeszcze młodym, panie Pawle, — ja zaś matką jestem! Słuchajże pan: wydając Zinę za księcia, robię to po części i dla księcia samego, ponieważ chcę go tem małżeństwem ocalić. Ja i przedtem lubiłam tego szlachetnego, tego dobrodusznego, tego po rycersku uczciwego staruszka. Byliśmy przyjaciółmi. Obecnie on, nieszczęsny, tkwi w szponach tej djablicy. Ona wtrąci go do grobu. Bóg świadkiem, że uzyskałam zgodę Ziny na małżeństwo z nim jedynie w ten sposób, że uprzytomniłam jej całą świętość jej wielkiego czynu samozaparcia. Dała się ona porwać szlachetności uczuć, czarowi wielkiego czynu. W niej samej jest coś rycerskiego. Przedstawiłam jej, że jest to czyn wysoce chrześcijański, być podporą, pociechą, przyjacielem, dzieciątkiem, pieścidełkiem, cielcem złotym, dla tego, komu pozostaje może jeszcze tylko jeden rok życia! Nie wstrętna baba, nie strach, nie upokorzenie powinny go otaczać w ostatnich dniach jego życia, lecz światłość, przyjaźń, miłość. Wtedy te ostatnie dni, ten zachód jego życia, stałby się dla niego rajem! Gdzież tu jest egoizm, proszę mi powiedzieć? Jest to raczej uczynek siostry miłosierdzia, a nie egoizm!
— Więc pani... pani zrobiła to tylko dla księcia, tylko dla uczynku siostry miłosierdzia? — bąknął Mozglakow głosem szyderczym.