Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/118

Ta strona została przepisana.

— Ach, jeśliby to jeszcze było możliwe! Proszę mi pomóc, pouczyć! Ocalić!
I Mozglakow zapłakał.
— Przyjacielu! — ze współczuciem rzekła Marja Aleksandrówna, podając mu rękę, — zrobiłeś pan to w zbytniem rozgorączkowaniu, pod naporem namiętności, a zatem z miłości ku niej! Był pan w rozpaczy, nie mógł się pan upamiętać! Przecie ona powinna to wszystko zrozumieć...
— Kocham ją do szaleństwa i gotów jestem wszystko dla niej poświęcić! — bił się w piersi Mozglakow.
— Słuchajże pan, ja pana przed nią usprawiedliwię.
— Marjo Aleksandrówno, dobrodziejko moja!
— Tak, biorę to na siebie! Już ja was przeproszę ze sobą! Powiedz jej pan wszystko, wszystko, tak, jak ja panu dopiero co mówiłam!
— O Boże, jaka pani dobra jesteś, Marjo Aleksandrówno!... Ale... czy nie możnaby tego natychmiast uczynić!
— Broń Boże! Jaki pan niedoświadczony jesteś, przyjacielu drogi! Wszak ona jest dumna! Onaby to wzięła, tak — zaraz, za nowe grubjaństwo, za natręctwo! Jutro ja to wszystko urządzę, a teraz — uchodź pan dokądkolwiek, choćby do tego kupca... Proszę, możesz pan przyjść wieczorem, ale jabym panu nie radziła!
— Uciekam, uciekam! Boże wielki! Pani mnie doprawdy wskrzesiłaś! Ale jeszcze jedno pytanie: no, a jeśli książę nie tak prędko umrze?
— Ach, Boże! Jaki pan naiwny, mon cher Paul. Przeciwnie, należy prosić Boga o zdrowie dla niego. Należy z całego serca życzyć mu długiego życia, temu miłemu, temu dobremu, temu po rycersku uczciwemu staruszkowi! Ja pierwsza ze łzami w oczach będę się modliła w dzień i w nocy za niego, za szczęście mojej córki. Lecz niestety! Zdrowie księcia nie rokuje dob-