Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/122

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ X.

Kareta mknęła. Powiedzieliśmy już, że w głowie Marji Aleksandrówny rano jeszcze, w czasie, gdy uganiała za księciem po mieście, błysnęła była genjalna myśl. O myśli tej przyrzekliśmy wspomnieć we właściwem miejscu. Czytelnik jednak już ją zna. Myśl ta była: ze swej strony skonfiskować księcia i jak najszybciej wywieźć go do podmiejskiej wsi, gdzie kwitnął Atanazy Maciejowicz, wiodąc szczęśliwy żywot bez troski. Nie będziemy ukrywali, że Marję Aleksandrównę co raz bardziej i bardziej ogarniał jakiś niejasny niepokój. Zdarza się to nawet prawdziwym bohaterom, mianowicie w chwili, gdy osiągają już swój cel. Jakiś instynkt podszeptywał jej, że pozostawać w Mordasowie jest rzeczą niebezpieczną. „A skoro raz zajedzie się na wieś, — rozważała — to wtedy niech sobie miasto staje nawet do góry nogami!“ Oczywiście i na wsi nie można było tracić czasu; wszystko mogło się zdarzyć, wszystko, absolutnie wszystko, chociaż my oczywiście nie wierzymy słuchom, rozszerzanym następnie o mojej bohaterce ze strony ludzisków, źle dla niej usposobionych, że ona w tym momencie bała się nawet policji. Słowem, wiedziała, że należy możliwie najprędzej zaślubić Zinę z księciem. Przecie środki po temu były pod ręką. Obrzędu zaślubin mógł dokonać w domu i wiejski proboszcz. Zaślubić ich można było nawet pojutrze; a w ostatecznym razie nawet i jutro.