Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/125

Ta strona została przepisana.

trast momentalnie ukłuł ją w samo serce. Tymczasem bałwan lub, by się wyrazić uczciwiej, ten, którego nazywano bałwanem, siedział przy samowarze i otworzywszy gębę i wybałuszywszy oczy w bezmyślnym strachu, patrzył na swoją połowicę, która nagłem swem zjawieniem się przemieniła go prawie w kamień. Z przedpokoju wychyliła się zaspana i niezgrabna postać Griszki, mrugającego oczami na całą tę scenę.
— Ta pan się nie dał, dlatego nie ostrzygłem, — przemówił on mrukliwym i ochrypłym głosem. — Dziesięć razy przychodziłem z nożycami, — ej, powiadam, pani tuj tuj przyjadą, — obu się nam dostanie, wtedy co poczniemy? Nie, powiadają mi pan, poczkaj, ja sobie na niedzielę loki pozakręcam, mnie to właśnie potrzebne, by włosy były długie.
— Co? To on sobie loki zakręca!? To tyś jeszcze wymyślił sobie bezemnie loki zakręcać? A to co za fasony? Myślisz, że ci z tem do twarzy, że to ładnie dla twej głupiej gęby? Boże! jakiż tu nieporządek! Co tu tak pachnie? Pytam się ciebie, potworze, co tutaj tak pachnie!? — krzyczała pani żona, rzucając się czem raz bardziej i bardziej na Bogu ducha winnego i zupełnie już stumaniałego Atanazego Maciejowicza.
— Ma... matuszko! wyksztusił wystraszony małżonek, nie ruszając się z miejsca i wznosząc błagalne oczy ku swej rozkazodawczyni — ma... matuszko!...
— Ile razy wbijałam ci w twą oślą głowę, że nie jestem ci wcale żadną matuszką? Jaką że ja jestem dla ciebie matuszką, ty pigmeju jakiś! Jak ty śmiesz dawać takie miano damie szlachetnie urodzonej, której miejsce właściwe jest w wyższem towarzystwie, a nie koło takiego osła, jak ty!
— Bo... bo przecie ty, Marjo Aleksandrówno, jesteś w każdym razie moją prawowitą żoną, dlatego