Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/131

Ta strona została przepisana.

— To on pomyśli, że ja jestem niemy, — mruknął Atanazy Maciejowicz.
— Wielka rzecz! Niech sobie myśli, za to ukryje się, że jesteś głupi.
— Hm... no a jeśli mnie inni będą o co pytali?
— Nikt cię nie będzie pytał, nikogo nie będzie. A jeśliby, na wypadek, — broń Boże! — ktoś przyjechał i jeśliby cię o co zapytał lub odezwał się jakkolwiekbądź do ciebie, to ty zawsze odpowiadaj sarkastycznym uśmiechem. Wiesz, co to jest sarkastyczny uśmiech?
— Taki mądry, czy co, matuszko? Skądrze mądry, bałwanie, któżby od ciebie takiego durnia, wymagał mądrości? Szyderczy to uśmiech, rozumiesz, — szyderczy i lekceważący.
— Hm!
— „Och, jakże ja się boję o tego bałwana! szeptała do siebie Marja Aleksandrówna. — Stanowczo poprzysiągł on sobie wyssać wszystkie soki ze mnie! Doprawdy, lepiej było go wcale nie brać ze sobą!“
Snując podobne rozważania, niepokojąc się i ubolewając, Marja Aleksandrówna nieustannie wyglądała z okienka swego ekwipaża i nagliła stangreta. Konie mknęły, lecz jej zdawało się, że idą zbyt powoli. Atanazy Macieciejowicz, milcząc, siedział w swoim kącie i w myślach powtarzał swe lekcje. Wkońcu kareta wjechała do miasta i zatrzymała się przed domem Marji Aleksandrówny. Lecz zaledwie nasza bohaterka zdołała wyskoczyć na ganek, gdy nagle spostrzegła podjeżdżające ku domowi kryte sanki o dwu siedzeniach, zaprzężone w parę koni, te same, w których zwykle tłukła się Anna Mikołajówna Antypowa. W sankach siedziały dwie niewiasty. Jedna z nich, była to, rozumie się, sama Anna Mikołajówna, a druga Natalja Dymitrówna, od niedawna jej serdeczna przyja-