Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/158

Ta strona została przepisana.

sam uciekł odemnie. Nadzwyczaj dziwny to był człowiek. Później, nagle spotykam go w Paryżu; idzie sobie po bulwarach, z dziewczyną pod ramię, prawdziwy kawaler z misternemi bokobrodami. Zobaczył mnie, skinął głową, a dziewczyna przy nim patrzy tak walecznie, ostro, tak ko-kie-te-ryj-nie...
— Ależ wujaszku, to ty gotów jesteś wszystkich swych chłopów wyzwolić, jeśli tym razem pojedziesz za granicę! — zawołał Mozglakow, śmiejąc się na całe gardło.
— Zupełnie odgadłeś me życzenia, mój drogi, — odpowiedział książę bez zająknienia, ja, właśnie, pragnę ich wszystkich wyzwolić.
— Ależ, zlituj się, książę, przecie oni wszyscy natychmiast się rozbiegną na wszystkie strony i któż wtedy będzie księciu płacił daninę? — zawołała Felicyta Michajłówna.
— Naturalnie, że wszyscy pouciekają — trwożliwie ozwała się Anna Mikołajówna.
— Ach, Boże! Czyż naprawdę mi pouciekają? — zawołał książę zdziwiony.
— Pewnie, wszyscy jak jeden, a pana samego zostawią, — potwierdziła Natalja Dymitrówna.
— Ach, Boże! No, to ja ich już nie wyzwolę. Zresztą, ja tylko tak sobie.
— Tak będzie lepiej, wujaszku, — pochwalił Mozglakow.
Dotychczas Marja Aleksandrówna słuchała w milczeniu i rozważała. Wydało się jej, że książę zupełnie o niej zapomniał i że jest to rzecz nienaturalna.
— Pozwól, książę, — zabrała głos donośnie i z powagą, — pozwól, że przedstawię ci swego męża Atanazego Maciejowicza. Przybył umyślnie z naszej wiejskiej posiadłości, skoro tylko usłyszał, — że zaszczycił pan naszą skromną siedzibę swemi odwiedzinami.