Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/159

Ta strona została przepisana.

Atanazy Maciejowicz uśmiechnął się i wyprostował z godnością. Uważał, że go pochwalono.
— Ach, bardzo się cieszę, — rzekł książę, — Atanazy Maciejowiczu! Pozwól pan, coś sobie przy-pomi-nam. A-ta-nazy Ma-cie-jowicz. No tak, to ten, co mieszka na wsi. Charmant, charmant, bardzo się cieszę. Przyjacielu! zawołał zwracając się do Mozglakowa, — toć to ten sam, pojmujesz, co to poprzednio już tak się do rymu na-da-wał. Jakże to brzmiało? Za drzwi mąż, a żona i wąż... nie, żona także gdzieś po-je-cha-ła.
— Aha, książę, to z tego wodewilu, który u nas grano zeszłego roku, — podchwyciła Felicyta Michajłówna.
— A właśnie, ale ja zawsze zapominam. Charmant, charmant! To pan jesteś tym przysłowiowym mężem? Ogromnie się cieszę, żem pana poznał, — rzekł książę, nie wstając z fotelu i wyciągając dłoń do uśmiechającego się Atanazego Maciejowicza.
— No, jakże się pan czuje?
— Hm...
— O, zdrów jest jak ryba. — śpiesznie odpowiedziała Marja Aleksandrówna.
— No tak, to widać, że jest zdrów.
— To pan zawsze przebywa na wsi? Bardzo się cieszę. A jaki on ru-mia-ny i ciągle się śmieje...
Atanazy Maciejowicz uśmiechał się, kłaniał się i nawet stukał w obcasy. Ale po ostatniej uwadze księcia nie wytrzymał i nagle ni stąd ni zowąd, jak ostatni bałwan, parsknął śmiechem. Wszyscy zachichotali. Niewiasty rżały z radości. Zina zaczerwieniła się i z iskrami w oczach spojrzała na Marję Aleksandrównę, która ze swej strony pękała ze złości. Czas było zmienić temat rozmowy.
— Jakże książę spoczywał sobie? — zapytała słodko, dając równocześnie znak groźnem spojrzeniem