Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/166

Ta strona została przepisana.

— Ależ, proszę pani, cóż to ma znaczyć? Przecie on ciągle mówi o jakimś śnie, — szepnęła Anna Mikołajówna zatrwożonej i lekko pobladłej Marji Aleksandrównie.
Biada! Serce Marji Aleksandrówny i bez tych podszeptów przestrzegających ją, dawno już ściskało się i drżało.
— Cóż to ma znaczyć? — szeptały panie, porozumiewając się ze sobą oczami.
— Darujesz, książę, — zaczęła mówić Marja Aleksandrówna z boleśnie wykrzywionym uśmiechem, — zapewniam księcia, że książę mnie zadziwiasz. Co za dziwną masz książę ideę z tym snem? Przyznam się, że myślałam dotychczas, iż książę żartujesz, ale... jeśli to żart, to jest to żart dość niewłaściwy... Chcę, pragnę przypisać to pańskiemu roztargnieniu, ale...
— Rzeczywiście, może to tylko z roztargnienia, — zasyczała Natalja Dymitrówna.
— No, tak, może to z roztargnienia, — potwierdził książę, ciągle jeszcze nie rozumiejąc, co właściwie chcą z niego wydobyć.
— Wyobraźcie sobie, opowiem wam zaraz pewną anegdotę. Zaprasza mnie raz w Petersburgu na pogrzeb pewna rodzina, une maison bourgeoise, mais nonnete, a mnie się pomięszało, że to na imieniny. A imieniny te wypadały jeszcze tydzień przedtem. Przygotowałem był bukiet z kamelij dla so-le-ni-zantki. Wchodzę, i cóż widzę? Człowiek poważny, solidny — leży na katafalku, tak że się zdzi-wiłem. Nie wiedziałem poprostu, gdzie się mam podziać z bu-kietem.
— Ależ książę, nie czas teraz na anegdoty! — w złości przerwała mu Marja Aleksandrówna. — Z pewnością, córka moja nie potrzebuje uganiać się za konkurentami, ale pan sam niedawno, tu koło tego fortepianu, oświadczyłeś się jej i prosiłeś o jej rękę. Nie