Zynaida Atanazówna wogóle była niewiastą nadzwyczaj romantycznego charakteru. Niewiadomo, czy dlatego, że, jak zapewniała Marja Aleksandrówna, za dużo się naczytała „tego głupiego“ Szekspira ze „swym profesorzyną“, nigdy atoli, w czasie całego swego mordasowskiego żywota, Zina jeszcze nie pozwoliła sobie na taką, niezwykle romantyczną, czy też raczej bohaterską, wyprawę, jak ta, którą zaraz opiszemy.
Blada, ze stanowczością w spojrzeniu, ale prawie drżąca ze wzruszenia, cudownie piękna w swem oburzeniu, wystąpiła naprzód. Obrzucając wszystkich długiem, wyzywającem spojrzeniem, zwróciła się wśród ogólnego milczenia, które nagle zapanowało, ku matce, która zaraz, na pierwszy jej ruch, ocknęła się z omdlenia i otworzyła oczy.
— Mamo! — rzekła Zina. — Po co oszukiwać? Po co jeszcze plamić siebie kłamstwem? Wszystko już teraz do tego stopnia obryzgane błotem, że doprawdy niewarte jest najmniejszego trudu zakrywać całe to błoto!
— Zino! Zino! Co tobie? Opamiętaj się! — krzyknęła przestraszona Marja Aleksandrówna i zerwała się z krzesła.
— Ja ci mówiłam, mówiłam przedtem, matko, że nie wytrzymam całej tej hańby, — ciągnęła dalej
Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/173
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XIV.