Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/174

Ta strona została przepisana.

Zina. — Czyż koniecznie trzeba jeszcze bardziej się poniżać i bardziej jeszcze pogrążać w błoto? Wiedz jednak, matko, że ja wszystko wezmę na siebie, bo najwięcej ze wszystkich winna jestem ja. To ja, przez swą zgodę, puściłam w ruch całą tę ohydną... intrygę! Ty — jesteś matką; ty mnie kochasz; tyś myślała po swojemu, wedle swego rozumienia, urządzić mi szczęście. Ciebie można jeszcze wytłumaczyć i usprawiedliwić; a mnie, mnie — nigdy!
— Zino, czy chcesz wszystko opowiadać?... O, Boże! Przeczuwałam, że sztylet ten nie minie mego serca!
— Tak, matko, wszystko opowiem! Ja jestem shańbiona, ty... my wszyscy okryci jesteśmy hańbą!...
— Przesadzasz, Zino! Nie panujesz nad sobą i nie wiesz, co mówisz! I pocóż opowiadać? Nie ma to żadnego sensu... Nie my się wstydzić mamy... Zaraz dowiodę, że nie na nas spada ten wstyd...
— Nie, matko! — zawołała Zina, a głos jej drżał złośliwie, — nie chcę dłużej milczeć przed tymi ludźmi, których opinją gardzę i którzy zjechali się tu, by drwić sobie z nas! Nie chcę znosić obelg od nich; żadna z nich nie ma prawa obrzucać mnie błotem. Wszystkie one gotowe są, nawet zaraz, postąpić trzydzieści razy gorzej odemnie lub od ciebie! Jakże śmią, jak mogą one być naszymi sędziami?...
— A, to nam się podoba! Oto jak ona zaśpiewała! Cóż to jest takiego! Nas tu obrażają! — dały się słyszeć głosy ze wszystkich stron.
— Ona poprostu sama nie wie, co mówi, — rzekła Natalja Dymitrówna.
Zauważymy w nawiasach, że Natalja Dymitrówna miała słuszność. Jeśli Zina nie uważała tych pań za powołane do sądzenia siebie, to pocóż było występować przed niemi z takiem oświadczeniem i podobnemi