Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/181

Ta strona została przepisana.

— Pójdźmy, wujaszku, jeszcze nie późno! ja wujaszka zaraz odwiozę do hotelu i sam przeprowadzę się tam z wujaszkiem.
— No, tak, do ho-te-lu. Adieu, ma charmante enfant... pani jedna... pani jedna tylko... jest zacna. Jest pani szła-che-tną dziewczyną! Chodźmy, mój drogi. O, mój Boże!
Nie będziemy opisywali, jak się skończyła nieprzyjemna scena po wyjściu księcia. Goście rozjechali się z krzykami i łajaniami. Marja Aleksandrówna została wkońcu sama, na zwaliskach i gruzach swej niedawnej sławy. Niestety! Potęga, sława, znaczenie — wszystko to sczezło tego jednego wieczora. Marja Aleksandrówna świadoma była tego, że nie będzie już mogła wznieść się do poprzednich wyżyn. Stały, długoletni jej despotyzm nad całem mordasowskiem społeczeństwem runął ostatecznie. Cóż jej teraz pozostawało? — filozofować? Lecz ona nie filozofowała. Całą noc szalała. Zina okryta skandalem, plotkom nie będzie końca! Strach!
Jako ścisły historyk, muszę wspomnieć i o tem, że w tym katakliźmie Marji Aleksandrówny najwięcej ze wszystkich dostało się jej biednemu mężowi, Atanazemu Maciejowiczowi, który zapchał się wkońcu do jakiejś komórki i marzł tam do rana.
Nastał wreszcie ten ranek, lecz i on nie przyniósł niczego dobrego. Nieszczęście zawsze chadza w parze.