był chory, że drugiej nocy kto wie, czy doczeka. Stara, płacząc gwałtownie, mówiła Zinie, że czas nagli, że sam Janek wzywa ją do siebie, by się pożegnać z nią przed skonem, zaklina ją na wszystkie świętości, na wszystko, co było dawniej, i że jeśli Zina nie przyjdzie, to on umrze w ostatniej rozpaczy. Zina natychmiast postanowiła pójść, nie bacząc na to, że spełnienie takiej prośby jawnie potwierdzić mogło wszystkie poprzednie, złośliwe słuchy o przechwyconym liście, o skandalicznem zachowaniu, itp. Nie opowiedziawszy się matce, narzuciła salopę na siebie i natychmiast pobiegła ze starą, przez całe miasto, na jedno z najbiedniejszych przedmieść Mordasowa, w bardzo głuchy zaułek, gdzie stał wiekowy, pochylony ze starości i wrosły w ziemię domek z jakiemiś otworami zamiast okien i zawiany zaspami śniegu ze wszystkich stron.
W domku tym, w szczupłej, niskiej, pełnej stęchłego powietrza izdebce, w której ogromny piec zajmował połowę całej przestrzeni, na prostem łóżku z białych desek, na cienkim, jak placek, materacu, leżał młody człowiek, nakryty starym płaszczem. Twarz jego była blada i wycieńczona, oczy gorzały chorobliwym blaskiem. Ręce miał cienkie i suche jak szczapy, oddychał z trudem i rzężeniem. Widać było, że ongiś był to przystojny młodzieniec; lecz choroba skaziła subtelne rysy dorodnej jego twarzy, na którą patrzeć było strasznie i przykro, była to bowiem twarz suchotnika lub raczej konającego. Jego matka-staruszka, która przez cały rok, prawie do ostatniej chwili, spodziewała się zmartwychwstania swego Jasieńka, z przerażeniem zobaczyła wkońcu, że nie żyć mu już na tym świecie. Stała teraz nad nim, przybita nieszczęściem, z załamanemi rękoma, bez łez, patrzyła na niego i napatrzyć się nie mogła i mimo wszystko pojąć nie mogła, chociaż dobrze o tem wiedziała, że za dni parę jej dro-
Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/183
Ta strona została przepisana.