Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/184

Ta strona została przepisana.

giego Janka pokryje zamarznięta ziemia, tam pod zaspą śniegu na biednym cmentarzu. Ale Janek nie na nią patrzył w tej chwili. Cała jego twarz, wychudła twarz męczennika, jaśniała teraz szczęściem. Widział wkońcu przed sobą tę, o której marzył całe półtora roku na jawie i we śnie, w ciągu długich, przygniatających swem brzemieniem, nocy swej choroby. Pojął, że ona przecie przebaczyła mu, zjawiając się przy nim jak anioł Pański w przedśmiertnej godzinie. Uściskała jego ręce, płakała nad nim, uśmiechała się do niego, znowu patrzyła na niego swemi cudownemi oczami i — wszystko minione bezpowrotnie — znowu zmartwychwstało w duszy umierającego. Życie znowu rozbłysło jasnym płomieniem w jego sercu, i zda się, porzucając je, chciało dać odczuć męczennikowi, jak ciężko z niem się rozstawać.
— Zino, — mówił on, — Zineczko! Nie płacz nademną, nie martw się, nie rozpaczaj, nie przypominaj mi, że rychło umrę. Będę patrzał na ciebie, — ot tak jak teraz patrzę, — będę czuł, że dusze nasze znowu są razem, żeś ty mi przebaczyła, będę znowu całował twe ręce, jak dawniej, i umrę, może nie wiedząc, że umieram! Zmizerniałaś mi, Zineczko! Aniele ty mój, z jakąże dobrocią patrzysz teraz na mnie! A pamiętasz, jak przedtem szydziłaś? Pamiętasz... Ach, Zino, nie błagam ja twego przebaczenia, nie chcę nawet i wspominać o tem, co było, — dlatego, Zineczko, bo chociażeś ty mi może i przebaczyła, ale ja sam sobie nigdy nie przebaczę. Były to długie noce, Zino, noce bezsenne, straszliwe. I w te noce, na tej samej oto pościeli leżałem i myślałem, długo, wiele przemyślałem, i dawno już sam rozstrzygnąłem, że dla mnie lepiej jest umrzeć, Bóg widzi, że lepiej!... Ja się do życia nie nadawałem, Zineczko!
Zina płakała i niemo tuliła jego ręce, jakgdyby chciała go tem zatrzymać.