Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/187

Ta strona została przepisana.

wymiotów z krwią i tak często mu się to powtarzało, że uszkodziło mu płuca. Przeniesiono go do szpitala, i po kilku miesiącach umarł ze złośliwych suchot. No, więc, mój aniele, przypomniałem sobie tego więźnia, w tym właśnie dniu... no, wiesz, po tym liście... I postanowiłem w ten sam sposób zniszczyć siebie: ale dlaczego ja wybrałem suchoty, jak sądzisz? Dlaczego się nie powiesiłem, nie utopiłem? Czy się lękałem prędkiej śmierci? Może i tak, — ale ciągle mi się zdaje, Zineczko, że i tu się nie obeszło bez słodkich, romantycznych głupstw. Przecie ja wtedy miałem takie myśli: jak to będzie ładnie, gdy ja będę leżał na łożu śmierci, umierając na suchoty, a ty ciągle będziesz tłukła głową o ścianę i dręczyła się okropnym wyrzutem, żeś mnie doprowadziła do suchot: sama przyjdziesz do mnie i przyznając się do winy, upadniesz przedemną na kolana... Ja ci przebaczam, umieram na twoich rękach... Głupie to, Zineczko, głupie, nieprawdaż?
— Nie przypominaj tego! — rzekła Zina, — nie mów o tem! Tyś nie taki... będziemy lepiej wspominali o czemś innem, o naszem cudownem szczęściu!
— Gorzko mi, przyjaciółko moja, więc muszę mówić. Całe półtora roku ciebie nie widziałem! Gdybym mógł, to całą duszę wyłożyłbym teraz przed tobą! Przecie przez cały ten czas, od tej pamiętnej chwili, byłem sam-samiuteńki i, zda się, ani jednej minuty nie było, w którejbym nie myślał o tobie, aniele, którym oczy moje nasycić się nie mogą! I wiesz co, Zineczko? Jakże ja pragnąłem dokonać czegoś takiego, zasłużyć się w jakiś sposób, by cię zmusić do zmiany twego przekonania o mnie. Do ostatka nie wierzyłem, że umrę; wszak zwaliło mnie to nie odrazu, długo chodziłem z tą chorobą piersiową. I ileż to śmiesznych zamiarów roiłem sobie! Roiłem sobie, naprzykład, że stanę się nagle sławnym poetą, gdy wydrukuję w „Ojczyźnie i Świecie“