Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/190

Ta strona została przepisana.

kał jej oczami, i gdy już światło jego oczu zaczęło gasnąć, ciągle jeszcze błądzącą, odmawiającą posłuszeństwa ręką szukał jej dłoni, by uścisnąć ją w dłoni swojej. Tymczasem krótki, zimowy dzień mijał. I gdy wreszcie ostatni, pożegnalny promień słońca rozzłocił zmrożone, szronem w białe kwiaty wyrzeźbione, jedyne okienko jego małej izdebki, dusza męczennika uleciała w ślad za tym promieniem z wycieńczonego ciała. Matka-staruszka, widząc wkońcu przed sobą trupa swego najdroższego, swego Janeczka, załamała dłonie, krzyknęła i rzuciła się na pierś nieboszczykowi.
— To ty, żmijo podgłaźna, ty go zniszczyłaś! — zakrzyczała w rozpaczy do Ziny. — Ty, zdrajczyni przeklęta, ty, zbrodniarko, zgubiłaś go!
Lecz Zina niczego już nie słyszała. Stała nad umarłym, bez zmysłów. Wkońcu pochyliła się nad nim, przeżegnała go, pocałowała i nieprzytomnie wyszła z izby. Oczy jej gorzały, zataczała się od zawrotu głowy. Czyśćcowe doznania, dwie prawie bezsenne noce omal że nie pozbawiły jej zupełnie zdrowych zmysłów. Czuła z głębokim smutkiem, że cała jej przeszłość jakgdyby oderwała się od jej serca i zacząć się miało życie nowe, mroczne i groźne.
Ale nie uszła jeszcze nawet dziesięciu kroków, gdy wtem Mozglakow jakgdyby wyrósł przed nią z pod ziemi, widać — czekał umyślnie na nią w tem miejscu.
— Panno Zynaido, — zaczął jakimś bojaźliwym szeptem, bacznie się oglądając na wszystkie strony, bo było jeszcze dość jasno, — panno Zynaido, jestem osłem! To jest, jeśli pani woli, nie jestem już nawet i osłem, bo, widzi pani, wkońcu przecie postąpiłem jak człowiek. Lecz mimo to, żałuję w skrusze, że byłem osłem... Zdaje mi się, panno Zynaido, że plotę ni w pięć ni w dziewięć, ale... niech pani wybaczy, mam doprawdy aż nazbyt wiele powodów do tego...