Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/191

Ta strona została przepisana.

Zina nieprzytomnie prawie popatrzyła na niego i w milczeniu szła dalej. Na wysokim, drewnianym chodniku obojgu im było za ciasno, a że Zina nie usuwała się na bok, więc Paweł Aleksandrowicz zeskoczył z chodnika i biegł obok niej niżej, patrząc w jej twarz.
— Panno Zynaido, — mówił dalej, — rozważyłem wszystko raz jeszcze i, jeśli pani sama zechce, to gotów jestem wznowić swą propozycję. Gotów jestem nawet zapomnąć wszystkiego, panno Zynaido, całej hańby, i gotów jestem przebaczyć, ale pod jednym warunkiem: jak długo jesteśmy tutaj — wszystko utrzymane będzie w tajemnicy. Pani odjedzie stąd możliwie najprędzej; ja — cichaczem w ślad za panią; ślub weźmiemy gdziekolwiekbądź w ustronnym klasztorze, tak, że nikt nie zobaczy, a natychmiast potem odjedziemy do Petersburga, choćby prostemi saniami, tak, by mogła pani umieścić na nich tylko swoją maleńką walizkę... co? Zgadza się pani, panno Zynaido? Niechże pani prędzej odpowie! Ja czekać nie mogę; mogą nas zobaczyć razem...
Zina nie odpowiadała i raz tylko popatrzyła na Mozglakowa, lecz popatrzyła tak, że on odrazu wszystko zrozumiał, zdjął czapkę, ukłonił się, i znikł przy pierwszym zakręcie w przecznicę.
„Jakże to?“ — pomyślał — „jeszcze przedwczoraj wieczorem ona tak się była rozczuliła i sama siebie obwiniała o wszystko? Widać, dzień na dniu nie stoi!“


∗             ∗

A tymczasem w Mordasowie następowały wypadki po wypadkach. Zdarzyła się tragiczna okoliczność. Książę, którego Mozglakow odwiózł do hotelu, zachorował tej samej nocy, — ku utrapieniu „kuzyna“, — i to zachorował niebezpiecznie. Mieszkańcy Mordasowa dowiedzieli się o tem rano. Kalikst Stanisławicz nie oddalał się prawie od łoża chorego. Pod wieczór zwołano