Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/31

Ta strona została przepisana.

ziony, — proszę darować, byliby go — obkradli! Nie ma pan pojęcia, jacy tu są chciwi, podli i podstępni ludzie wokoło, Pawle Aleksandrowiczu!
— Ach, Boże, a do kogoż miałby go zawieźć, jeśli nie do pani, Marjo Aleksandrówno! — podchwytuje Anastazja Piotrówna, wdówka, nalewająca herbatę. — Przecie nie do Anny Mikołajówny, jak pani sądzi?
— Ale, ale, czemuż to on tak długo nie przychodzi? Trochę to nawet dziwne, mówi Marja Aleksandrówna, niecierpliwie wstając z fotelu.
— Wujaszek? E, ja myślę, że on jeszcze z pięć godzin będzie się ubierał! Prócz tego, ponieważ on zupełnie stracił pamięć, więc może i zapomniał, że przyjechał w gościnę. Wszak to człowiek bardzo dziwny, Marjo Aleksandrówno.
— Idźże pan, co pan gada!
— Wcale nie co pan gada, Marjo Aleksandrówno, lecz jest to najprawdziwsza prawda! Wszak jest to półkompozycja, a nie człowiek! Pani go widziała przed sześciu laty, a ja zaledwie przed godziną. Wszak to półnieboszczyk! Wszak to tylko reminiscencja człowieka; zapomniano go pochować! Oczy ma wstawione, nogi korkowe, cały porusza się na sprężynach i mówi także na sprężynach!
— Boże zmiłuj się! Ależ to z pana sowizdrzał, skoro się pana słucha! — strofuje Marja Aleksandrówna podniesionym głosem przybierając surowy wyraz twarzy. — Że też panu, takiemu młodemu człowiekowi, w dodatku krewnemu, nie wstyd tak mówić o tym czcigodnym staruszku! Nie mówiąc już o jego bezprzykładnej dobroci, — i głos jej brzmi jakimś tragicznym akcentem, — niechże pan pamięta, że to ostatek, że tak powiem, ułamek naszej arystokracji. Mon ami, przyjacielu! Pojmuję, że — staje się pan sowizdrzałem z powodu tych pańskich nowych idej, które nam pan