Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/38

Ta strona została przepisana.

Tak brzmi u niego coś jak ttek, tylko że bardziej miękko. We wszystkich jego manierach jest pewna wytworna, wyuczona niedbałość; to pozostałość z całego jego dandysowskiego życia. Lecz wogóle, jeśli i zachowało się cokolwiek z jego dawnego dandyzmu, to zachowało się już tylko nieświadomie, w postaci jakiegoś niejasnego wspomnienia, jako cień jakiejś przeżytej, dawno odśpiewanej przeszłości, której, ach, nie wskrzeszą już żadne kosmetyki, gorsety, genjusze perfumerji i perukarze. I dlatego lepiej zrobimy, jeśli zawczasu wyznamy, że staruszek, o ile jeszcze nie stracił rozumu, to dawno już stracił pamięć i co chwila mięsza, powtarza się i nawet mówi całkiem od rzeczy. Potrzeba pewnej umiejętności, by z nim rozmawiać. Lecz Marja Aleksandrówna jest pewna siebie i pełna otuchy i na widok księcia popada w niewymowny zachwyt.
— Ależ pan wcale, wcale się nie zmienił! — woła, łapiąc gościa za obie ręce i sadzając go w wygodnym fotelu. — Proszę, proszę siadać, mości książę! Sześć lat, całych lat sześć nie widzieliśmy się i ani słówka przez cały ten czas nie napisać! O jakże pan wobec mnie przewinił, książę! Zła byłam na pana, mon cher prince! Ale, — herbaty, herbaty! Ach Boże! Anastazjo Piotrówno, herbaty!
— Dziękuję, dzię-ku-ję, za-win-niłem! szepleni książę (zapomnieliśmy uprzedzić, że on trochę szepleni, ale i to czyni jakoś modnie). — Za-wi-ni-łem! I proszę wystawić sobie, że jeszcze w przeszłym roku nieod-wo-łal-nie chciałem odwiedzić panią i jej dom — dodaje, oglądając salon przez binokle. — Lecz odstraszyli mię: tu powiadają była cho-le-ra...
— Nie, książę, u nas nie było cholery, — mówi Marja Aleksandrówna.
— Była tylko zaraza na konie, wyjaszku! — wtrąca Mozglakow, chcąc zaznaczyć swoją obecność.