Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/41

Ta strona została przepisana.

— Za-nic w świe-cie nie przebaczę! Jestem pewny, że on na życie moje nastawa!! On i Laurenty, którego zostawiłem w domu. Wyobraźcie sobie, nałapał się, wiecie, jakichś tam nowych idej! Przejawiła się w nim jakaś przekora, chętka do przeczeń... Słowem: komunista w całkowitem tego słowa znaczeniu! Lękam się już nawet z nim spotykać oko w oko!
— Ach, utrafiłeś pan w samo sedno książę! — woła Marja Aleksandrówna. — Nie uwierzyłby pan, jak ja sama cierpię przez tych niegodziwych służących! Prószę sobie wyobrazić: zmieniłam obecnie dwóch z moich ludzi i przyznam się, że nowoprzyjęci są tak głupi, że poprostu bić się z nimi muszę od rana do wieczora. Nie uwierzyłby pan, jak oni okropnie są głupi, książę!
— Hm, tak to, tak! Lecz wie pani, ja nawet lubię, jeśli lokaj po części jest głupi, — czyni uwagę książę, który, jak wszyscy starcy, lubi, jeśli gadania jego słuchają z chęcią przypodobania mu się. — Lokajowi z tem tak do twarzy, — a nawet stanowi to godność jego, jeśli jest wierny i ograniczony. Naturalnie, w pewnych wy-pad-kach tylko. Przydaje mu to więcej go-dno-ści, na twarzy jego zjawia się wtedy pewien wyraz u-ro-czy-sty; słowem, więcej ma dobrego wy-cho-wa-nia, a ja przedewszystkiem żądam od człowieka dobrego wy-cho-wa-nia. Służy naprzykład u mnie Terenty. Ty sobie przypominasz, przyjacielu, Te-ren-te-go? Gdy tylko popatrzyłem pierwszy raz na niego, odrazu mu przepowiedziałem: tyś powinien pełnić obowiązki szwaj-ca-ra! Głupi fe-no-menalnie! Patrzy jak baran na wodę! Ale co za go-dność w nim, co za uroczysty wyraz! Wól ma jasno-różowy! No, a to przy białym krawacie i przy liberji, daje przepyszny efekt. Z duszy go polubiłem. Czasami patrzę na niego i nie mogę oczu oderwać: stanowczo tworzy doktorską rozprawę, — taki ma skupiony wyraz twarzy! Słowem,