Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/47

Ta strona została przepisana.

nego, zdaniem pańskiem? Co do mnie, to wcale nic śmiesznego w nim nie widzę.
— A to, że nie poznaje ludzi, że język mu się plącze?
— Jest to następstwem jego życia, pięcioletniego zamknięcia, pod nadzorem tej piekielnicy... Należy mu współczuć, a nie drwić sobie z niego. Mnie samej nawet nie poznał; był pan świadkiem tego. To już że tak powiem, — woła o pomstę do nieba! Stanowczo trzeba go ratować! Proponuję mu wyjazd za granicę, jedynie w tej nadziei, że może porzuci tę... przekupkę.
— Wie pani co? Trzeba go ożenić, Marjo Aleksandrówno! — rzecze Paweł Aleksandrowicz.
— Już znowu! Pan jest niepoprawny, m-er Mozglakow!
— Nie, Marjo Aleksandrówno, nie! Tym razem mówię całkiem poważnie! Dlaczegożby go nie ożenić? To dobra myśl! C’est une idée comme une autre! Czemże to może mu zaszkodzić, proszę mi powiedzieć!? Przeciwnie, jest on w takiem położeniu, że podobny środek może go tylko uratować. Primo, zbawi go to od tej wietrznicy (przepraszam za wyrażenie). Secundo, to rzecz główna, — proszę sobie przedstawić, że wybierze on sobie dzieweczkę lub raczej wdówkę miłą, dobrą, rozumną, skromną i, co najgłówniejsza, biedną, która będzie go doglądała jak córka, i pojmie, że zrobił on dobrodziejstwo dla niej, jeśli się z nią ożenił. A cóż może być lepszego dla niego, jak nie bliska, szczera i szlachetna istota, która nieustannie będzie mu dotrzymywała towarzystwa, zamiast tej... baby. Naturalnie, musi ona być piękna, bo staruszek i teraz jeszcze lubi tylko piękne. Zauważyła pani, jak on wlepiał oczy w pannę Zynaidę?
— Gdzie pan jednak znajdzie taką kobietę? — zapytuje Anastazja Piotrówna, która uważnie nadstawiła uszu.