Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/54

Ta strona została przepisana.

środkach ostrożności. Sadowi się ona we fotelu i znacząco spogląda na Zinę. Zina czuje to spojrzenie na sobie i jakaś wielka, nieprzyjemna troska zaczyna dławić jej serce.
— Zino!
Zina powoli zwraca ku niej swą bladą twarz i wznosi swe czarne, zamyślone oczy.
— Zino, pragnę z tobą pomówić o bardzo ważnej rzeczy.
Zina zwraca się zupełnie ku matce, składa ręce i stoi w oczekiwaniu. Na twarzy jej złośliwy uśmiech, który zresztą stara się ona ukryć.
— Chcę cię zapytać, Zino, jak ci się wydał dzisiaj ten Mozglakow?
— Ty już dawno wiesz, matko, co ja o nim myślę, — odpowiada Zina z niechęcią.
— Tak, mon enfant; zdaje mi się jednak, że staje się on już nazbyt natrętnym ze swemi... konkurami.
— On mówi, że jest we mnie zakochany, więc natrętność jego można mu darować.
— To dziwne, tyś przedtem nie tłumaczyła go tak... chętnie. Przeciwnie zawsze pomiatałaś nim, ilekroć ja zaczęłam o nim mówić.
— Dziwne jest także i to, że tyś matko zawsze go broniła i koniecznie chciałaś, bym wyszła za niego zamąż, a teraz sama nim pomiatasz.
— Prawie, że tak. Nie przeczę, Zino: ja pragnęłam widzieć cię za Mozglakowem. Ciężko mi było patrzeć na twój nieustanny smutek, twoje cierpienia, które bardzo dobrze pojmuję (cokolwiekbyś ty sobie o mnie, myślała!) i które zatruwają mi mój sen po nocach. Przyszłam wkońcu do tego przekonania, że tylko i jedynie znaczna zmiana w twem życiu może cię uratować! A zmianą tą powinno być — zamążpójście. Nie jesteśmy