Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/55

Ta strona została przepisana.

bogaci i nie możemy jechać, naprzykład, za granicę. Tutejsze osły dziwią się, że ty masz lat 23 i dotychczas nie jesteś zamężna, i plotą sobie o tem rozmaite historje, lecz czyż ja mam cię wydać za tutejszego radcę lub za Iwana Iwanowicza, naszego adwokata? Czy są tu dla ciebie mężowie? Mozglakow, to się wie, jest sobie Mozglakow, przecie jednak lepszy on, jak inny. Pochodzi z dobrej rodziny, jest skoligacony, ma półtorej setki swych pańszczyźniaków, zawsze to lepiej, jak żyć kruczkami czy kubanami i Bóg wie, jakiemi sposobami, dlatego też i ja darzyłam go swemi względami. Lecz daję, ci słowo, ja nigdy nie żywiłam prawdziwych sympatji ku niemu. Widzę, że sam Pan Bóg mnie do niego uprzedzał. I jeśliby Bóg zesłał bodaj teraz coś lepszego, — o! Jak dobrze tedy, że tyś nie dała mu jeszcze słowa! Tyś chyba dzisiaj nie powiedziała mu niczego pewnego, Zino?
— Poco się tak maskować, matko, skoro wszystko da się powiedzieć w dwóch słowach? przemówiła Zina rozdrażniona.
— Maskować, Zino, maskować się! I tyś potrafiła powiedzieć to słowo matce? Lecz co ja mówię! Ty dawno już nie wierzysz swej matce! Dawno już uważasz mnie za swego wroga, a nie za matkę.
— E, dajmy temu spokój, matko! Pocóż mamy się spierać o słowa! Czyż my nie rozumiemy się dobrze wzajem i bez tego? Zdaje się, miałyśmy już czas dobrze się poznać.
— Ale ty mię obrażasz, moje dziecko! Ty nie wierzysz, że gotowa jestem stanowczo na wszystko, by ci los zapewnić.
Zina spojrzała na matkę szyderczo i ze złością.
— Czy nie chcesz ty mię, matko, wydać zamąż za tego księcia, by zapewnić mi los? — zapytała, ona z dziwnym uśmiechem.