Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/62

Ta strona została przepisana.

— A więc, czyś ty matko naprawdę poważnie umyśliła sobie wydać mnie zamąż za tego księcia? — krzyknęła ona ze zdumieniem, z przestrachem prawie patrząc na matkę. — To znaczy, że nie są to już marzenia tylko, projekty, lecz mocny twój zamiar? To znaczy, że cię odgadłam? I... i... w jakiż to sposób to zamążpójście mnie zbawi i jakże to jest ono konieczne w mojem obecnem położeniu? I... i... w jaki sposób łączy się to wszystko z tem, co matka teraz nagadała — z całą tą historją... Stanowczo nie pojmuję cię, matko!
— A ja się dziwię, mon ange, jak można tego wszystkiego nie pojmować! — woła Marja Aleksandrówna, wpadając ze swej strony we ferwor. Po pierwsze — już samo to, że przechodzisz w inną sferę, w inny świat! Rzucasz na zawsze to wstrętne miasto, pełne wstrętnych wspomnień dla ciebie, gdzie niema dla ciebie ni cienia życzliwości, ni jednego przyjaciela, gdzie cię oczerniono, gdzie wszystkie sroki nienawidzą cię za twą urodę. Możesz nawet jeszcze tej wiosny wyjechać za granicę, do Włoch, do Szwajcarji, do Hiszpanji, kędy Alhambra, kędy Gwadalkwiwir płynie, a nie tutejsza obrzydliwa rzeczka, nazywająca się tak nieprzyzwoicie...
— Pozwól jednak, matko. Ty mówisz tak, jakgdybym ja już wyszła zamąż, lub jak gdyby conajmniej książę oświadczył mi się?
— Nie troszcz się o to, aniołku, ja wiem, co mówię. Lecz — pozwól mi mówić dalej. Powiedziałam już a, powiem b: pojmuję moje dziecko, z jakim wstrętem oddałabyś rękę temu Mozglakowowi...
— Ja i bez twoich słów, matko, wiem, że nigdy nie będę jego żoną! — odpowiedziała rozgorączkowana Zina? a oczy jej płonęły.