Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/69

Ta strona została przepisana.

piły. „Lecz co za licho, ona mi nie wierzy“ — myślała Marja Aleksandrówna — „żeby tylko zmusić ją do zastanowienia się. By tylko zręcznie napomknąć o tem, o czem wprost mówić nie można!“ — Tak myślała Marja Aleksandrówna i dopięła celu. Wynik był osiągnięty. Zina chciwie słuchała, policzki jej pałały, pierś falowała.
— Słuchaj, matko — rzekła ona wkońcu głosem stanowczym, chociaż bladość, która nagle rozlała się na jej twarzy, wskazywała wyraźnie, ile ją kosztowała ta stanowczość. — Słuchaj, matko...
Ale w tej chwili niespodziewany ruch, który doleciał z pierwszego pokoju i donośny, piskliwy głos, pytający o Marję Aleksandrówną, nagle Zinę powstrzymały. Marja Aleksandrówna zerwała się na równe nogi.
— Ach Boże! — zawołała — djabli nadali tę srokę, pułkownikową, przecież wyrzuciłam ją prawie za drzwi przed dwoma tygodniami! — dodała niemal w rozpaczy. — Ale... ale teraz nie mogę jej nie przyjąć! Nie mogę! Ona z pewnością przyleciała z wiadomościami, inaczej nie śmiałaby tu nawet na próg stąpić. Ważna to rzecz, Zino! Muszę się dowiedzieć... Teraz niczego nie należy lekceważyć! — Jakże wdzięczna jestem pani za odwiedziny! — zawołała — śpiesząc powitać wchodzącego gościa. Że też pani wpadło do głowy przypomnieć mnie sobie, nieoceniona Zofjo Piotrówno? Co za nad-zwy-czaj-na niespodzianka!
Zina wybiegła z komnaty.