Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/73

Ta strona została przepisana.

ona na złość pani, mon ange. Zajrzałam przez dziurkę od klucza także i do jej domu. Co tam za bieganina! Przygotowują wystawny obiad, brząkają, talerzami i nożami... a nawet posłali po szampana. Spiesz się pani, śpiesz, by go przechwycić po drodze, gdy będzie do niej jechał! Jest on pani gościem przecie, a nie jej! Nie powinna pani dopuścić do tego, by ta latawica drwiła sobie z pani w żywe oczy! Wycieraczka, sompla jedna! Nie warta jest mojej podeszwy, mimo że jest prokuratorową! Jestem pułkownikową! Ja się kształciłam w sławnym pensjonacie madame Garnier... Ja na nią pluję! Mais adieu, mon ange! Czekają na mnie moje sanki, inaczejbyśmy razem pojechały...
Żywy dziennik sczezł; Marja Aleksandrówna zatrzęsła się ze wzburzenia, lecz rada pułkownikowej była nadzwyczaj jasna i praktyczna. Zwlekać nie można było, czas naglił. Pozostawała jednak jeszcze rzecz najgłówniejsza. Marja Aleksandrówna rzuciła się do pokoju Ziny.
Zina chodziła po pokoju tam i z powrotem, ze złożonemi na krzyż rękoma, zwiesiwszy głowę, blada i zdenerwowana. W oczach jej błyszczały łzy; w spojrzeniu jednak, które utkwiła w matce przebijała stanowczość. Śpiesznie ukryła swe łzy i na jej ustach pojawił się sarkastyczny uśmiech.
— Matko, — ozwała się, uprzedzając Marję Aleksandrównę — straciłaś dziś ze mną dużo, zbyt dużo, pięknych słów. Nie oślepiłaś mnie jednak. Nie jestem dzieckiem. Przekonywać mnie, że robię dobry uczynek siostry miłosierdzia, ku czemu nie mam najmniejszego powołania, usprawiedliwiać niskie swe intencje, któremi się kierujesz li-tylko z egoizmu, celami wzniosłemi i szlachetnemi — cały ten jezuityzm nie mógł mnie oszukać. Słyszysz, matko: wszystko to nie potrafiło mnie