Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/86

Ta strona została przepisana.

niej dość było i tego. Wiedziała całkiem pewnie, że wszyscy, ale to stanowczo wszyscy, gotowi będą chwycić się wszelkich środków, jakie tylko są możliwe, a nawet niemożliwe, by przeszkodzić jej zamiarom. Oto teraz chcą księcia poprostu skonfiskować, tak, że musi ona prawie boje staczać o jego zwrot. Wkońcu, chociaż się i uda pojmać i zwabić księcia napowrót, to przecie nie można go będzie trzymać ciągle na uwięzi. Wkońcu, któż zaręczy, że jeszcze dziś, może za dwie godziny, cały uroczysty korowód mordasowskich dam nie zjawi się w jej salonie, i to pod takim pretekstem, że nawet nie można im będzie odmówić przyjęcia? Wskaż im drzwi, to one oknem wlezą: wypadek prawie niemożebny, ale trafiający się w Mordasowie. Słowem, nie było czasu do stracenia ani godziny, ani minuty, a tymczasem rzecz cała nie była jeszcze nawet zaczęta. Nagle genjalna myśl błysnęła i w jednej chwili dojrzała w głowie Marji Aleksandrówny. O tej nowej idei nie zapomnimy powiedzieć we właściwem miejscu. Teraz powiemy tylko, że w tej chwili bohaterka nasza leciała po ulicach Mordasowa, groźna i natchniona, zdecydowana nawet na prawdziwy bój, byle tylko nadarzyła się sposobność do zawładnięcia księciem napowrót. Nie wiedziała jeszcze, jak się to zrobi i gdzie go spotka, zato wiedziała na pewno, że raczej Morda — sów zapadnie się w ziemię, niż ona zrezygnuje z urzeczywistnienia swoich obecnych zamiarów co do joty.
Pierwszy krok powiódł się jej jak najlepiej. Zdołała przychwycić księcia na ulicy i przywiozła go na obiad do siebie. Jeśliby ktoś zapytał: jakimże to sposobem mimo wszelkie intrygi wrogów udało się jej przecie postawić na swojem i dać porządnego nosa Annie Mikołajównie? — to obowiązkiem moim jest oświadczyć, że podobne pytanie uważam wprost za obrazę dla Marji Aleksandrówny. Onaby nie miała