Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/88

Ta strona została przepisana.

lękiem. A tu, na dobitek jeszcze jeden kłopot: wskazany jest pośpiech, niczego odkładać nie można, a tymczasem „ten przeklęty Mozglakow“ siedzi jak bałwan, o nic nie pyta i tylko przeszkadza! Nie można przecie, w samej rzeczy, rozpoczynać czegoś takiego w jego obecności! Marja Aleksandrówna wstała od stołu strasznie niespokojna. Jakież było jej zdziwienie, jej radosny lęk, jeśli można się tak wyrazić, gdy Mozglakow, zaraz, gdy tylko powstano od stołu, sam podszedł ku niej i nagle zupełnie niespodzianie oświadczył, że mocno żałuje, lecz niestety musi natychmiast iść.
— Dokądże to? — zapytała Marja Aleksandrówna z niezwykłem ubolewaniem.
— Widzi pani, łaskawa Marjo Aleksandrówno, — bąknął Mozglakow, pełen niepokoju i plącząc się trochę, — przytrafiła mi się bardzo dziwna historja, sam nawet nie wiem, jak to pani powiedzieć. Na miłość Boską, proszę mi dać dobrą radę.
— Co, co się stało?
— Mój ojciec chrzestny, Borodujew, zna go pani, — ten kupiec... spotkał mnie dziś na ulicy. Stary bardzo się gniewa, czyni mi wyrzuty, powiada, że go ignoruję, bo oto już po raz trzeci bawię w Mordasowie, a do niego nawet nosa nie pokazałem. „Przyjedź, powiada, bodaj dziś do nas na herbatę“. Teraz jest godzina czwarta, a on pija herbatę, wedle starego zwyczaju, gdy się obudzi z poobiedniej drzemki, około piątej. Co tu począć? Pewnie, Marjo Aleksandrówno, że to kłopot, — proszę jednak pomyśleć sobie: wszak on mego ojca-nieboszczyka uratował od pętlicy, gdy ojciec przegrał był rządowe pieniądze; z tej właśnie okazji został także moim chrzestnym ojcem. Jeśli nawet małżeństwo moje z panną Zynaidą dojdzie do skutku, to, mimo wszystko, ja posiadam zaledwie półtorej setki poddanych — a on ma równo miljonik, nie-