Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/91

Ta strona została przepisana.

— Za księcia? Ależ zlituj się pani, co też pani wygaduje!
— Poco się mam litować, może się pan sam przekonać na własne oczy i uszy. Zdejm pan futro i proszę za mną!
Mozglakow ogłuszony zdjął futro i na palcach podążył za Anastazją Piotrówną. Zaprowadziła go do tego samego alkierza, skąd rano podglądała i podsłuchiwała rozmowę Marji Aleksandrówny z Ziną.
— Niech pani daruje, Anastazjo Piotrówno, ale ja absolutnie niczego nie pojmuję!...
— Pojmie pan zaraz, gdy się pan schyli i posłucha. Komedja z pewnością zaraz się rozpocznie.
— Jaka komedja?
— Pst! Nie gadaj pan tak głośno! Komedja przedewszystkiem ta, że pana poprostu biorą tu na kawał. Przedtem, gdy się pan oddalił razem z księciem, Marja Aleksandrówna całą godzinę namawiała Zinę, by wyszła zamąż za tego niedołęgę-księcia, zapewniając ją, że nic łatwiejszego, jak złapać go i namówić do żeniaczki, a takich z nią kruczków używała, że aż mnie samą mdłości chwytały^ Podsłuchałam wszyściuteńko, od a do z. Zina się zgodziła. A jakiemi słowami one obie raczyły pana! Poprostu mają pana za durnia, a Zina powiedziała otwarcie, że za pana nigdy zamąż nie wyjdzie. A ja głupia! Chciałam już przypiąć sobie różową wstążkę! Niechże pan słucha, niech pan słucha!
— Jeśli tak, to jest to najbezbożniejsza intryga pod słońcem, — wyszeptał Paweł Aleksandrowicz, patrząc zgłupiały w oczy Anastazji Piotrównie.
— Posłuchaj pan tylko, a usłyszysz jeszcze nie takie rzeczy.
— A gdzież ja mam słuchać?
— Schyl się pan tu, do tej dziurki!