Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/96

Ta strona została przepisana.

Jak ona mnie kocha, jak przywiązana jest do mnie! Jakich szlachetnych uczuć pełna, jakie dobre ma serce! — No tak... pełna uczuć... a wie pani, jedną tylko kobietę znałem w całem swem życiu, z którą może się ona równać co do u-ro-dy, — przerwał książę, łykając ślinkę. — To nieboszczka hrabina Naińska, która zmarła przed trzydziestu laty. Była to kobieta za-chwy-ca-ją-ca, nieopisanej piękności. Wyszła później zamąż za swego kucharza...
— Za swego kucharza, książę?
— No tak, za swego kucharza... Francuza, za granicą. Postarała się za granicą o hrabiowski tytuł dla niego. Był to pokaźny mężczyzna, nadzwyczaj wykształcony, z małemi wą-si-ka-mi.
— I... i... jakżeż oni żyli ze sobą, książę?
— No, dobrze żyli ze sobą. Zresztą wkrótce się rozwiedli. On ograbił ją i uciekł. Pokłócili się o jakiś tam sos...
— Mamo, co mam zagrać? — zapytała Zina.
— Możebyś raczej zaśpiewała nam, Zino. Ona anielsko śpiewa, książę! Czy pan lubi muzykę?
— O, tak! Charmant, charmant! Ja bardzo lubię muzykę. Znałem się za granicą osobiście z Bethovenem.
— Z Bethovenem! Wyobraź sobie, Zino, książę znał się z Bethovenem! — woła entuzjastycznie Marja Aleksandrówna. — Ach książę! Czy książę naprawdę znał Bethowena?
— No tak... byliśmy ze sobą na sto-pie przy-jaciel-skiej. Zawsze zatabaczony miał nos. Bardzo śmiesznie wyglądał.
— Bethoven?
— No tak, Bethoven. Zresztą, może to nie był Be-tho-ven, tylko jakiś inny Nie-miec. Tam jest bardzo dużo Niemców... Ale, zdaje mi się, po-mię-sza-łem.