Strona:Fiodor Dostojewski - Sen wujaszka (Z kronik miasta Mordasowa).pdf/97

Ta strona została przepisana.

— Cóż mam zaśpiewać? — zapytała Zina.
— Ach, Zino! Zaśpiewaj tę romancę, w której, pamiętasz, jest tyle rycerskości — co to mówi się w niej o tej pani zamku i jej trubadurze... Ach, książę! Jak ja lubię takie rycerskie romance! Te zamki, zamki! Całe to życie średniowieczne! Tych wszystkich trubadurów, heroldów, turnieje... Będę ci akompanjowała, Zino. Proszę się przenieść tu bliżej, książę! Ach, te zamki, zamki!
— No tak... zamki. Ja także lubię zamki, — mamroce książę w zachwycie, wpijając się w Zinę swem jedynem okiem. — Ale... Boże! — zawołał, — to romanca!... Ależ ja znam tę romancę! Dawno już słyszałem tę ro-man-cę... Przy-po-mi-na mi się... Ach, Boże!
Nie porywam się na opisywanie, co się stało z księciem, gdy Zina zaśpiewała. Śpiewała starą francuską romancę, która ongiś bardzo była w modzie. Zina śpiewała przecudnie. Czysty, dźwięczny jej kontraltowy głos przenikał do serca. Jej przecudna twarz, urocze oczy, jej dziwne, jakgdyby toczone, paluszki, któremi przewracała nuty, jej włosy, bujne, czarne, lśniące, falująca pierś, cała jej postać, dumna, przecudna, pełna szlachetnego gestu, — wszystko to oczarowało biednego starca ostatecznie. Nie odrywał od niej oczu; gdy śpiewała, szlochał prawie ze wzruszenia. Starcze jego serce, podgrzane szampańskiem winem, muzyką i wskrzeszonemi wspomnieniami (a któż nie posiada ulubionych wspomnień?) — biło czemraz żywiej i żywiej. Dawno już tak nie biło... Gotów był upaść na kolana przed Ziną i płakał prawie, gdy skończyła.
O, ma charmante enfant! — zawołał, całując jej paluszki, — vous me ravissez! Teraz, teraz dopiero przypomniałem sobie... No... no... o, ma charmante enfant...