Strona:Franciszek Michejda - Polscy ewangelicy.pdf/32

Ta strona została przepisana.

swojej wiary i z sympatyami swemi przechylają się na przeciwną stronę“, w końcu że „ta droga prowadzi ostatecznie do Rzymu“.
Są to zarzuty ciężkie i bolesne, tem bolesniejsze, że według naszego najgłębszego przekonania, ba według najlepszej wiedzy i sumienia niezasłużone i nieusprawiedliwione. Lecz gdy samego Pana Jezusa spotkał zarzut, że „djabelstwo ma“, dla czegóżby nam nie miano zarzucić istnego djabelstwa?! Pocieszamy się tem, że możemy na takie zarzuty także z Panem Jezusem odpowiedzieć: „Jać djabelstwa nie mam!“ — Obojętni dla wiary, dla kościoła, religijnie nieinteresowani, ba niedowiarkowie znajdą się wszędzie, a więc są może i w stronnictwie narodowem. Ale czyż to jest skutek dążeń narodowych, czyż takich obojętnych nie ma więcej w stronnictwie „postępowem“, jak „Nowy Czas“ nazwał swoje stronnictwo? Osłupieć atoli można, gdy „Nowy Czas“ nie waha się napisać „i sympatyami swemi przechylają się na przeciwną stronę“, co przecież może jedynie znaczyć na stronę wiary i kościoła katolickiego. Gdzież są te zastępy polskich narodowców-ewangelików, które na podobieństwo hasła niemieckich narodowców „Los von Rom“ podnieśli hasło „precz z kościoła ewangelickiego?!“ Gdzież są między nami ci kryptokatolicy (ukryci katolicy), których „sympatye“ przynajmniej przechylają się na stronę kościoła katolickiego, choć na zewnątrz pozostają ewangelikami?! Gdzież są te osobistości ewangelicko-narodowe, które opuściły swój kościół, a przyjęły wiarę katolicką? Jeden jedyny człowiek to uczynił, ale nie za życia, lecz na śmiertelnej pościeli — co przytaczamy, aby nam to w odpowiedzi nie wskazano jako na dowód przeciwko nam —, a ten jeden nie miał przed sobą przykładu, nie znalazł ani nie znajdzie naśladowców, owszem u wszystkich potępienie. Podobnie stanowczo odpieramy