Strona:Franciszek Michejda - Polscy ewangelicy.pdf/36

Ta strona została przepisana.

Biblia i Samuel Dambrowski, bez których byłby chyba kościół ewangelicki u nas umarł głodową śmiercią. Z tamtąd też ożywiał nas Gregorz z Żarnowca, Rej, Kochanowski i wiele innych prac i dzieł polskiego protestantyzmu. Później, pod koniec siedemnastego i w osiemnastym wieku żywiło nas i pokrzepiało tak obfite oryginalne i tłumaczone polskie piśmiennictwo ewangelickie z pruskich ziem polskich. My zaś do tego wspólnego duchowego skarbca poczęliśmy najpóźniej składać naszą daninę. Dziś poczucie i świadomość wspólności naszej i przynależności do siebie rośnie i wzmaga się z każdym dniem, poznawamy się, szukamy styczności, oddziałujemy wzajemnie na siebie i pragniemy ożywić wyschłe kości polskiego kościoła ewangelickiego, zanosząc do Pana Panującego gorące modły: „Od czterech wiatrów przyjdź Duchu, i natchnij te pobite, a niech ożyją.“ (Ezech. 37, 9).
To są nasze ideały, to cel naszych prac jako polskich ewangelików. I tu zachodzi wielka zasadnicza różnica na polu kościelno-religijnem między ewangelikami-narodowcami a między, — nie wiem nawet, jak nazwać, aby wyrazić najdokładniej ich charakter — niemiecko-polskimi liberalnymi ewangelikami. Ci pewnie są tak dobrymi ewangelikami, jak my — nie oddawamy pięknem za nadobne, — ale im zależy, że tak powiemy, tylko na ewangelii, a bynajmniej na ewangelii w polskiej szacie, tylko na zachowaniu wiary i kościoła ewangelickiego dla naszego ludu, bynajmniej na rozkwicie polskiego kościoła ewangelickiego. Ba co więcej, w gruncie rzeczy i na dnie serca tych braci naszych, świadomie i nieświadomie, leży ukryta myśl, żeby polskiemu ludowi naszemu na Szląsku, szczególnie dla zachowania jego wiary, dla ewangelickości, a niemniej dla jego kultury i oświaty lepiej było wyrzec się swej narodowej indywidualności, a zlać się ze światem niemieckim. Jeżeliby nam zaś