nalnych i tłómaczonych sztuk około osiemdziesięciu, czy nawet więcej; tego dziś dokładnie obliczyć trudno, bo większość zaginęła, albo w bibliotekach bezimiennie lub pod obcem nazwiskiem butwieje w rękopisach.
Była to praca bardzo obfita w płody ruchliwego, twórczego i żywotnego talentu, ale autorowi żadnego zysku — prócz sławy i uznania nie przynosiła. Dzieła swe najwięcej pisał na prośby aktorów i aktorek — „których szczególniejszym był wielbicielem.“
Jemu to więcej, niż Karpińskiemu, przystawało skarżyć się z goryczą:
Com zyskał, na wysokie pnąc się pańskie progi,
Gdzie po śliskich ich stopniach obrażając nogi,
Nic się z moim lepszego nie zrobiło stanem,
Prócz marnego wspomnienia, że gadałem z panem?
W pismach Zabłockiego tych osobistych skarg spotyka się mało, ale są; jest np. taka „Duma ubogiego literata,“ w której poeta z tą wyborną Selbstironie rozbiera swe zyski i porównywa swój los z losem innych:
Gdy czytam płód mej pracy, com nią wieszcz ubogi
Drzymał w kącie nieznanym i ziemskie czcił bogi,
Upatrując jakiegoś zysku promyk lichy —
I płacz mnie rzewny bierze, i niewczesne śmiechy.
Bo jakąż nieraz myślę mam korzyść z tej sztuki,
Którą gardzą surowi mędrce i nieuki?
A gdy czasem przez litość swe dadzą przyznanie,
Ich chwałę mam za obiad, afront za śniadanie.
O! srogie bajecznego Parnasu dziewczyska!
Bodajbym nigdy w wasze nie zajrzał siedliska,
Siedliska, gdzie nic niema prócz ostu i trawy.
Na upleć uczonego wieńca próżnej sławy.