Strona:Franciszek Zabłocki.djvu/20

Ta strona została przepisana.

skim, posłem chełmskim, Grabowskim, starostą i posłem wołkowskim, Kurdwanowskim, posłem czernichowskim, nawet nad ks. Kazimierzem Sapiehą, jednym z dwu marszałków sejmu. Jednym epigramatem zabił w opinii Swiętosławskiego, posła wołyńskiego. Ani wiek, ani powaga wysokiego dostojeństwa, ani nieskażone cnoty, nic utrzymać nie mogło tego genialnego paszkwilarza; a że był popularnym, wszystko ze wzgardą praw, mających pieczę nad dobrą sławą obywatelów, bezkarnie mu uchodziło. Na jednej sesyi sejmowej, Jezierski, kasztelan łukowski, zaniósł skargę przeciw niemu, domagając się tylko sprawiedliwości, ale zakrzyczanym został w imieniu wolności. A Zabłocki zemścił się nad nim najjadowitszym paszkwilem, jaki pojąć można“.
Sąd ten należy brać z pewnem zastrzeżeniem z ust pieczeniarza, który ze stanowiska zaczepianych sądzi naszego satyryka.

Trzeba mieć prawdziwą fatalność za życia i po śmierci, jaką ma Zabłocki, aby być tak ciągle pomijanym i pokrzywdzanym w rzeczach najważniejszych, które dotyczą człowieka lub pisarza. W roku 1866 August Bielowski otrzymuje w darze dla Bilioteki Ossolińskich we Lwowie od jednego z rodaków na Podolu zamieszkałych spory rękopis, co prawda zdefektowany, ale zawierający z piętnaście arkuszy pełnych różnych poezyj z końca XVIII-go wieku[1]. Rozpatruje je, znajduje same satyry, niepospolitej wartości, jako charakteryzujące dobitnie epokę i ludzi, a nie mając podanego autora, zaczyna się najfałszywiej w świecie domyślać, że pisał je S. Trembecki i że rękopis jest cząstką drobną owych pism byłego szambelana Stanisława Augusta, które autor przed śmiercią swoją w wielkim kufrze,

  1. Złożył je w darze Bibliotece E. Ostoja Solecki.