Strona:Franciszek Zabłocki.djvu/32

Ta strona została przepisana.

styl jego zastępuje wszystko, co sztuka wymaga, tak dalece, że Polak czujący swój język, zapomina o wadach i tylko na tej narodowej szacie przestaje“.
Słownik Lindego roi się od cytat z dzieł Zabłockiego.
Możnaby dla przykładu całe karty z dzieł jego odczytywać głośno na wzór, jak się dobre wiersze pisać a rymy dobierać powinno, jak się tym naszym ciężkim i monotonnym w poezyi trzynastozgłoskowym wierszem da lekko i dowcipnie rozmawiać w dyalogu, i igrać z rymami najtrudniejszemi do sprzężenia, unikając zbyt łatwych pospolitości w końcówkach.
Arcydziełem w swoim rodzaju pozostanie jego tłómaczenie „Afitryona“ Moliera, który jest klasycznym wzorem, jak przyswajać należy z obcego języka utwory.
Tych przekładów prozą i wierszem jest u Zabłockiego bez liku, począwszy od pięcioaktowej komedyi Destouches’a: „Nieprzewidziana przeszkoda“, która była chyba jego pierwszą robotą dla sceny, z najwcześniejszą datą nam znaną, bo z roku 1776 na wydaniu u Grölla, aż do romansu w trzech tomach Fildynga p. t. „Tom Dżon, czyli podrzutek“ w 1793 r.

Znać po Zabłockim, że francuską literaturę dramatyczną zna dobrze i wybiera z niej to, co na razie najlepiej przydać się może do wymogów sceny i repertuaru komedyi; tłómaczy swego najcelniejszego mistrza Moliera, tłómaczy Beaumarchais’go „Wesele Figara“[1], poznaje się na wartości Destouches’a, którego krytyka kładzie dziś jeszcze

  1. Poprzednio tłómaczył już raz tę sztukę Wolski, a Bogusławski Wojciech wystawił ją w Wilnie 1786 roku, uprzedzając scenę warszawską; powiada, że „częstem i nigdy nie naprzykrzonem powtarzaniem znaczne mu dochody przynosiła“.