Strona:Franciszek Zabłocki.djvu/42

Ta strona została przepisana.
IV.

Doba rozkwitu dla talentu Zabłockiego przypada między rokiem 1780 a 1786; w tym czasie tworzy najwięcej, pisze swoje najlepsze komedye, rozwija największą werwę satyryczną, jest w samej sile męzkiego wieku i u zenitu swego powodzenia. Młody, przystojny, lubiany, poszukiwany, przyjmowany na salonach „błękitnego pałacu“ i w zamku u króla, pomimo tych materyalnych dokuczliwości życia z braku lepszego uposażenia, musi mieć ów złoty humor, który mu nastręcza pomysły i ożywia chęć do pracy twórczej. Do tej epoki zapewne stosują się słowa jego biografów: „Był wesołym, dowcipnym, czasem nawet płochym lubił wytworność w ubiorze i wszelkie towarzyskie zabawy“; z tych czasów zapewne widzimy go na portrecie, malowanym prawdopodobnie przez Francuza Marteau na zlecenie króla, jako jednego z uczestników czwartkowych obiadów. W białej peruce, ubrany modnie, z żabotami na piersiach, robi wrażenie na poły eleganta, na poły sensata, z twarzą pełną, gładką, okrągłą, starannie wygoloną, o dużych, wyrazistych, rozumnych oczach, silnej brwi, wdzięcznym łukiem zagiętej, kształtnych wydatnych ustach z wyrazem powagi, dobroci i jakiegoś odcienia melancholii w spojrzeniu. Mimowoli, spoglądając na ten wizerunek poety, przychodzą na myśl jego własne słowa:

Albo też powiem dla twojej przestrogi:
Człek człeku wilk jest, człek człeku zazdrości,
Żalu nie wzbudzisz, płacząc, żeś ubogi,
A wzbudzisz zawiść, będąc w pomyślności...
Jakże i z kim żyć? z wszystkimi i z nikim,
Zawsze otwarcie niby, przecież skrycie;
I to jest, co się zwie być politykiem
Tak, kto roztropny, swe urządza życie.