Strona:Franciszek Zabłocki.djvu/43

Ta strona została przepisana.

Zdaje się, że ta maksyma życia wypłynęła z duszy człowieka, któremu nie bardzo swojsko było w otoczeniu i w żywiole, wśród którego los kazał mu się obracać, że tylko z konieczności godził się pozornie z sytuacyą i z tym światem, na który patrzył trzeźwo, bez zaślepienia i uprzedzeń, widział jego wady i braki, i jako dobry spostrzegacz notował sobie to wszystko w pamięci na użytek komedyopisarza i satyryka.
Jest jeden wiersz: „Do Ignacego“ w zbiorze jego utworów, który streszcza niby całe wyznanie wiary człowieka i obywatela wyższego ponad wszystkie przesądy swojej epoki. Zadługi, aby go tu w całości przytoczyć, ale przytoczenia wart od początku do końca, tyle w nim rozumu, szlachetnej miary, sprawiedliwych zdań i praktycznych, zdrowych rad moralnej i społecznej wartości. Wieje z niego duch demokratyczny i liberalizm oświeconego wieku, rozumnie umiarkowany we właściwych granicach. Oto, jak np. zapatruje się poeta na znaczenie uprzywilejowanych stanów w swem społeczeństwie:

Ty w próżnem słowie nie szukaj istoty,
Pod jakiemkolwiek wszedłeś na świat licem,
Przez obyczaje chwalebne i cnoty
Staraj się dowieść, że jesteś szlachcicem...
Ani wiem, czem się pysznić człowiek może,
Jeśli ztąd ród swój wywodzi panięcy,
Że go na miękkie urodzono łoże —
Robak jedwabnik ma w tem nad nas więcej.

Sam szlachcic z urodzenia, pozbywa się przesądu:

Że krew nie wszyscy ludzie mają zacną,
Że się ta dzieli na jasną i brudną.

A choć go los zbliżył i związał niemal z uprzywilejowanym stanem, choć z „pańskiej łaski żyć musiał przy