Nie, stanowczo — ten typ się nie wyrodził od czasów Zabłockiego, i nie trzeba go ze świecą szukać w innych społeczeństwach, nie tylko w naszem...
Jak musiał być prawdziwym, jak dobrze, żywcem schwyconym typ „Fircyka w zalotach“, jak podobnym do swoich wzorów, z których autor brał najbardziej charakterystyczne rysy do niego, może zaświadczyć ta okoliczność, iż podczas czytania tej komedyi na jednym z czwartkowych obiadów, słuchacze mając podejrzenie, iż Zabłocki skopiował Węgierskiego, wołali co chwila: „To on!“ — „to nie on!...“ „to znowu on!...“[1]
Najcelniejsze swe dzieło, w podzięce za medal zasługi, ofiarował autor „Fircyka“ królowi; wybór przypadkowy, czy umyślny tej właśnie komedyi satyrycznej, z takim bohaterem, poświęconej takiemu królowi, jak Stanisław August, dzisiaj w perspektywie czasu zakrawa na złośliwość.
Treść sztuki znowu nie bardzo obfita, akcya prawie żadna, cała intryga oparta na błahem, słownem jedynie nieporozumieniu, bez którego nie byłoby komedyi, ale za to zachowana ściśle zasada klasycznej jedności: czasu miejsca i akcyi; ale za to co za wyborne wycieniowanie figur, jaki humor w najlepszym smaku, ile komizmu i dowcipu, ile kolorytu w tym obyczajowo-satyrycznym obrazie!...
Na wieś do przyjaciela swego Arysta zjeżdża ze stolicy lew salonów, zdobywca serc niewieścich, młody, starościc jeszcze od pradziada“ — Fircyk, ze sługą swoim Świstakiem; jest goły, zgrabny, ale ma dobrą minę, choć
- ↑ Dzieła z Tańskich Hofmanowej, tom IV-ty, opis czwartkowego obiadu u króla.