z dwiema półzłotkami tylko w kieszeni. Służący w ten sposób charakteryzuje swego pana:
Natura dobra w nim i szczera,
Zarywa, prawda, panicz trochę na szulera,
Kocha młode kobiety, lubi winko stare...
Lecz wreszcie każdy człowiek ma swoją przyware.
Na zapytanie zaś o sposób utrzymania, odpowiada z całą cyniczną otwartością:
Czy znasz set-kenz-lewa-plie?
Otóż ja z pana, a pan z tych dochodów żyje.
Znaczymy, jak panowie, hulanki, parady,
Gry, uczty, bale, tańce, umizgi, biesiady...
Słowem, że ci tak powiem, bicze kręcim z piasku,
Ot tak to, tak to bracie, żyją po warszawsku.
Na wieś do Arysta zjeżdża z przyczyny delikatnej natury; oto zagiął parol na jego siostrę podstolinę, młodą wdowę, którą radby poślubić, w której się nawet poswojemu podkochywa, draźniony jej oporem; nie przyznaje się jednak do tego przed bratem z przezorności, aby sobie sprawy nie zepsuł. Aryst go przecie zna i wie co trzymać o takim kandydacie na szwagra.
Starościc z cyniczną szczerością utyskuje na swoje interesa, na ciężkie czasy i swoję biedę osobistą (tu wybornie zastosowana ironia satyryka!) wiąże z ogólną biedą w kraju.
Minery olkuskie
Zalane, żupy wpadły w kordony rakuskie.
Zboże tanie, cło drogie, ojciec mój znów sknera,
Stary jak kruk, nie daje nic i nie umiera.
Przecie się człeku nie zła upiekłaby grzanka,
Mógłbym jeszcze z rok szumieć i grać rolę panka,