Strona:Franciszek Zabłocki.djvu/59

Ta strona została przepisana.

z miasta muzykę, śpiewaków, aktorów, chce w jego domu przeputać te pieniądze i zabawić się razem ze swoim partnerem.
Aryst przeciwnie:

Gracz zaś nie tak z łakomstwa (ma dość dzięki Bogu),
Lecz z chimery, chluby i nałogu.
W wygranej tchórz, w przegranej odważny bez granic,
Gra we wszystkie, a żadnej gry nie zna nic a nic.
Przez co się na przegraną wystawia i żarty.

Przytem wszelako to człowiek w gruncie nie zły, serce ma dobre, myśl szczerą, obyczajność czystą, poczucie honoru i zalety w przyjaźni, ale... on tak samo, jak Fircyk, jest dzieckiem chwili, wytworem moralnym swojej epoki.
A. Bełcikowski w swoim bardzo cennym szkicu o Zabłockim[1] zrobił nader trafną uwagę, że jakkolwiek z tych postaci śmiać się nieraz można, jakkolwiek przez ich ogładę i zewnętrzną świetność przebija nieraz nędza ducha i moralne zepsucie, przecież widać, że autor miał dla nich więcej współczucia, niż dla figur, wyprowadzanych na scenę w, Sarmatyzmie“ lub w „Zabobonniku“.

„Sam Fircyk nie jest postacią bynajmniej, któraby na deskach teatralnych mogła upaść pod ciężarem zabijającego ją śmiechu; do ówczesnego parteru mógł on się raczej odezwać: Jestem hulaka, bałamut, marnotrawca, ale jestem synem społeczeństwa, które przewodniczy swemu wiekowi. Nie jestem wart wiele, ale mógłbym daleko być lepszy, gdybym nie był wziął z tej postępowej cywilizacyi

  1. „Ze studyów nad literaturą polską“. Warszawa, wydanie pamiątkowe. 1886.